niedziela, 20 czerwca 2010

nic głupszego od tytułu.

Koniec końców, zawsze wszystko kończy się dobrze. Nie wiem, dlaczego tak jest. Nawet jeśli spotyka nas porażka, katastrofa, nieszczęście, to potem i tak się uśmiechamy i jesteśmy szczęśliwi, gdy wschodzi słońce. Życie to paradoks. I mimo, że 70% czasu jesteśmy smutni, zmęczeni, wkurzeni, przestraszeni, głodni, obolali, cierpiący lub nieszczęśliwie zakochani, to i tak te chwile cudowne, które przecież zdarzają się każdemu, rekompensują wszystko. Dlatego ja ostatnio nauczyłam się uśmiechać na zapas. I choć wiem, że moje życie nie jest złe, straszne czy pełne cierpienia, to jednak relatywizowanie go, porównywanie do "żyć" innych, jest zupełnie bezcelowe. Bo nikt nie czuje za dwoje, nie żyje za dwoje. Wiem, jak jest u mnie i tego nie zmienię. Porównywać mogę wyłącznie swoje życie do swojego życia. I kto twierdzi inaczej jest hipokrytą, próbującym szukać pomocy dla samego siebie gdzieś poza sobą. Hipokrytą - bez cienia negatywnego zabarwienia tego słowa. Bo hipokryzja nie musi być czymś złym, podobnie jak naiwność, czy wiara.
Tak - jestem głupia. Jestem chwilami pusta, chwilami na wskroś egoistyczna. I wypierać się tego nie będę. Ale czasami, gdy własne szczęście zależy od zrobienia czegoś "niemoralnego", to po prostu się to robi. A ja ostatnio, jak na złość, szukam szczęścia tam, gdzie nawet nie powinnam szukać zabawy.
Życie to paradoks i nie tylko. Nie wiem dlaczego zawsze, gdy w mojej podświadomości pojawia się coś w rodzaju " wiem, że to Ty", to zawsze jesteś Ty. Nie wiem dlaczego, gdy wpatruję się podejrzliwie w nadjeżdżające auto, które w dodatku nawet nie przypomina Twojego, to Ty nim kierujesz i przejeżdżając machasz do mnie na powitanie z zawstydzonym wyrazem twarzy. Nie wiem, dlaczego kobieta, której nie kochasz, pomimo togo, że o tym wie, godzi się na waszą wspólną wegetację. Może dlatego, że żyje hipokryzją? Czymś przecież trzeba żyć.
Skłamałam. Ja przecież wiem wszystko. Na wszystko znajdę odpowiedź. Taka już jestem. I znów skłamałam. Nie na wszystko. Nie wiem, skąd wiesz, co myślę, nie wiem, skąd wiem, co myślisz. Nie wiem skąd wiedziałam, że nosisz tę, a nie inną czapkę ze względu na mnie, nie wiem skąd wiedziałam, że spróbujesz usprawiedliwiać się powołując na rodzinę.
Jeszcze kiedyś... tylko co? I jak myślisz, he? Myślę, ba, ja przecież wiem, że nie tego chcesz, co pewnie nastąpi. Chciałbyś więcej. Ale przecież jak się robi, co się chce, to się żałuje. Trzeba robić tak, jak należy. I możesz mnie nazywać naiwną - ja będę taka dalej. Wierzę w ludzi i wierzyć będę. Nie wiem, jak w ogóle można by było inaczej. Autodestrukcja nigdy nie spadnie na mnie z własnej woli, jak na tych, którzy odrzucają świat. Autodestrukcja jest w moim przypadku kwestią bardziej natury, niż woli. I tak naprawdę nie niszczę siebie sama, a pozwalam na to, by ktoś inny mnie niszczył. A więc nazwę to na własny użytek autodestrukcją pośrednią.
( a Ty co prawda pojąłbyś, o co chodzi. Tylko po co to wszystko? Tyle słów i myśli, które do niczego nie prowadzą?)
- prowadzą, kochany. Dzięki temu dochodzę coraz bliżej odpowiedzi na pytanie, dlaczego właśnie Ty, a tym samym, jak się od Ciebie oderwać?

I zazdroszczę ci, Ingeborgo Holm, i tobie, Hansie. I lubię na was patrzeć. A ciebie, Janku, nawet kocham. I pogodziłabym się z tą beznadziejną miłością, gdyby do końca taka była. Gdybyś mnie nie rozumiał, tak jak rozumieć nie powinieneś, i nie czytał w moich myślach. To mnie zawstydza i przeraża. I pogodzę się z tym tylko wtedy, gdy to zrozumiem, albo gdy obudzę się kiedyś stwierdzając, że jestem tylko młodszą siostrą Ingeborgi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz