poniedziałek, 31 maja 2010

Zimna pizza.

Jak walczyć z czymś, czego wcale nie chce się pokonać? To pytanie zadaje sobie niemal codziennie, siadając wieczorem przed ekranem komputera. Przecież dobrze wiem, że się pogrążam. Może celowo? Chyba tak. Ostatnio zaczynam myśleć, że w tym względzie, jak i chyba prawie w każdym innym, jestem autodestrukcyjna.
Najpierw może podsumuję krótko to, co powinnam teraz robić, a czego nie robię, bo piszę właśnie tę oto notkę: Powinnam właśnie kończyć pisać konspekt zaliczeniowy z metodyki i zabierać się za naukę - 8 działów do przerobienia ( nierealne nawet w ciągu 24 h), aby zaliczyć jutro 2 zaległe koła z gp, na które nie poszłam chyba tylko dlatego, że po prostu lubię mieć przerąbane. A teraz inne ściemy, które aktualnie są dla mnie o niebo ważniejsze niż 'błahe sprawy dnia jutrzejszego'.

Dzisiaj znów widziałam kogoś podobnego do Ciebie. Wsiadając do tramwaju na Uniwersyteckiej jakoś przeczuwałam, że znów kogoś takiego spotkam. Usiadłam naprzeciw. Nie potrafiłam powstrzymać się od ukradkowych spojrzeń tylko dlatego, że bardzo chciałam, by i on patrzył. I patrzył. Choć jestem pewna, że dużo rzadziej niż ja.
Miałeś z niego sporo. Podobnie jak ten czwartkowy, który patrzył na mnie zanim ja go zauważyłam. Czasem zastanawiam się, czy zawarcie znajomości tramwajowej w ogóle jest możliwe. Chyba nie. Można jedynie łudzić się, że ktoś może będzie szukał cię na gumtree.pl.
To był już chyba trzeci, który tak bardzo mi Cię przypominał.
Boję się, że niedługo znów Cię spotkam, tym razem Ciebie, a nie Twoją kiepską kopię. I znów spojrzysz na mnie tymi zamglonymi, groźnymi oczyma. A ja znów tego spojrzenia nie zrozumiem i będę je pamiętać przez następny miesiąc.

Uwielbiam o Nim pisać. Mówić. Wyobrażać sobie i przypominać. Tak, uwielbiam to, a jednocześnie nienawidzę. Nienawidzę siebie z tych wspomnień. Boże, dlaczego właśnie siebie? Skoro to on nie jest niczego wart?

[Jem wczorajszą pizzę. Zimną, bo nie cierpię odgrzewanej.]

Dziwi mnie jedno. Teraz mam wrażenie, że właśnie ci, wyglądający jak Ty, zwracają na mnie uwagę w taki sposób, jaki lubię. I nie mogę sobie tego wkręcać ( nie, nie tym razem!), bo jestem pewna, że tamten czwartkowy patrzył na mnie intensywnie, zanim go spostrzegłam. To mi się nie wydawało.

[Tak. Napiszę ten zasrany konspekt, a koło pójdę zaliczyć tylko jedno. Nie wiem, kiedy zaliczę to drugie. Naprawdę nie wiem.]

Słucham dużo Trójki.

Mój świat, kochany Adku, nie wygląda wcale tak: uczelnia - sklep - fejsbuk - spanie - uczelnia. Mam jeszcze: stres, że się nie uczę; dziwaczne sny; rozmowy z Sońką; chodzenie do Misia... Czasem zdarza mi się zawitać do mego rodzinnego miasta, by pobawić się w tej chorej atmosferze, w której królują wszelkie patologie, alkoholizm i beznadzieja, a życie kręci się wokół cotygodniowych libacji w pubie. Ja wcale nie jestem lepsza - wręcz przeciwnie. Choć w tygodniu napełniam głowę górnolotną humanistyczną nauką, w dodatku z obcym języku przeplatanym z innymi obcymi językami, w weekend staczam się z przyjemnością do poziomów moich prymitywnych ziomków, których jedynym problemem jest konieczność zaspokajania fizycznych potrzeb. Ze skrajności w skrajność? Czyżby? Nie powiedziałabym. Różnica między wrocławskim światkiem uczelnianym a moim małomiasteczkowym półświatkiem polega na tym, że ten pierwszy ma potrzebę ukrywania swojego prawdziwego, równie prymitywnego i przerażająco wręcz zwierzęcego oblicza. Może na tym właśnie polega "człowieczeństwo"? Na w miarę 'godnym' maskowaniu się? Po to, by czuć się bardziej ludzkim, bądź by ci co gorsi obserwatorzy za prawdziwie ludzkich ich mieli? Czasem zastanawiam się, czy jedni drugim nie zazdroszczą. Wydawałoby się, że Ci małomiasteczkowi powinni zazdrościć tym dobrze ułożonym, porządnym i statecznym Obywatelom, zamieszkującym duże miasta i zarabiającym dużą kasę. Ostatnio jednak myślę, że dużo bardziej świadomą, lecz sprytnie zamaskowaną zazdrością cechują się ci drudzy w stosunku do nałogowych pubowców. Myślę, że każdy z nich w którymś momencie życia dochodzi do prawdziwie odkrywczego wniosku, że całe jego życie jest nic nie wartym fałszem - ich prawdziwe "ja" skrywa się za stertą sztucznych wartości, które jakoby czynią ich swego rodzaju nadludźmi w stosunku do pubowców.
Ja wciąż czuję się kimś pomiędzy jednymi a drugimi. Kiedyś myślałam, że i Ty rozumiesz i widzisz więcej. Okazało się, że byłam w błędzie. Moja naiwność, która objawiła się w ciągu ostatnich miesięcy, przeraziła mnie.
Tak lekko stąpam... zdaje się, że nie stąpam w ogóle.
A zegar tyka.
Piję herbatę i dojadam zimną pizzę.
Metodykę przy dobrym wietrze skończę do 3.00.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz